Piotr Bielawski Radio

Ether jazzu – blog na temat muzyki Piotra BielawskiegoPiotr Bielawski Blog:

Wośko/Tranberg/Kądziela – koncert w Łodzi, tuż przed sesją nagraniową.

Proszę mi wierzyć, że ani trochę nie przesadziłem z tytułem mojej relacji. Koncert Wośko/Tranberg/Kądziela odbył się dokładnie na dzień przed rejestracją materiału na płytę, tj. 4 pażdziernika 2014 roku.

Jak rozumiem, plan zakładał zagranie krótkiej trasy koncertowej, podczas której chcieli dopracować poszczególne kompozycje, po czym natychmiastowe przystąpienie do nagrywania, z nadzieją nie tylko na precyzyjne oddanie wszystkich szczegółów, ale również zachowanie w całości tej wyjątkowej energii, którą odczuwałem w trakcie występu.

Nie będę się rozpisywał na temat każdego z muzyków, z nadzieją, że znają ich państwo doskonale, albo samemu odnajdą biografie. Jedynie wspomnę, że garstka około dwudziestu osób miała okazję obserwować na scenie trzech mistrzów, nie szukających na siłę własnego języka, nie emanujących własną osobowością, a podporządkowanych koncepcji, mającej ściśle nakreślone ramy.

(Następnym razem proszę baczniej obserwować zapowiedzi wydarzeń, aby nie przegapić takich wyjątkowych okazji, gdy artystści zapraszają swoich przyjaciół na wyjątkowy wieczór, chwaląc się swoją muzyką i oczekując ostatnich, życzliwych uwag na jej temat).

Rozumiem, że Radek Wośko na początku nadał kształt tej muzyce. W całości jest oparta na mocnych bębnach – nie mogło więc być inaczej.
Ale jeśli ktoś wsłuchiwał się uważnie w ich granie, mógł odnaleźć nakładające się na siebie płaszczyzny, powstające zapewne w procesie wspólnego myślenia o tych kompozycjach, dopracowywanych z koncertu na koncert.

Początek był heavy-metalowy. Siła wszystkich instrumentów – nie przekrzykujących się nawzajem, a potęgujących swoje wzajemne możliwości – miała zapewne posłużyć uporządkowaniu skomplikowanych form harmonicznych, a przy tym również naszych myśli.

Aby osiągnąć taki efekt, wszystkie wymienione płaszczyzny muszą się idealnie na siebie nakładać. Oby perfekcja nie zabiła jedynie emocji – pomyślałem, z zadowoleniem zauważając, że prawdziwa ściana dźwięków kryje niesamowicie wiele intrygujących momentów, wydobywanych na przemian ze wszystkich instrumentów.

Tak, właśnie ten moment mnie przekonał, że kolejne elementy pojawiały się w miarę ogrywania materiału. Ale dopiero pojedyncze dźwieki – zwłaszcza perkusji, rozpoczynającej chyba większość z tych kompozycji – zaczęły uzmysłowiać, jak zostało to wszystko wymyślone.

Pauzy pomiędzy uderzeniami oddawały upływający czas, podkreslając, że mamy do czynienia z podróżą, albo raczej wędrówką, biorąc pod uwagę melorecytację w wykonaniu Tranberga.

Chwilę później pasmo gitarowych dźwięków miało stworzyć prawdziwy pejzaż. Bez nakreślania miejsca, czy konkretnego kształtu. Bardziej ukazując kolory i pozostawiając naszej wyobraźni stwierdzenie, czy nadal idziemy wzdłuż górskiego potoku, z dala od wcześniejszego hałasu miasta, czy odszukaliśmy wręcz idealną ciszę w nieznanej nam przestrzeni.

Z kolei trąbka miała za zadanie nakreślenie wszystkich, nawet najmniejszych szczegółów ukrytych pomiędzy dźwiękami. Jakby chciała zwrócić naszą uwagę na wiele ciekawych rzeczy, których zazwyczaj nie zauważamy na naszej drodze.

Do tego ten niepowtarzalny klimat, po części skandynawski, po części typowo europejski, co nie oznacza słowiański. Jak się zdaje, udało im się pozbyć tego typu melancholii z korzyścią dla opowiadanej historii. I na dodatek jest w tym ich wspólnym tworzeniu jakaś tajemnica…

Chyba trochę się domyślam, o czym będzie ich płyta. A może się mylę :).

I przez cały koncert się wydawało, że grają prawie perfekcyjnie, nie zatracając nawet na moment energii, którą wytworzyli, więc chyba są gotowi do nagrania?

Na płytę już czekam, i dziękuję za możliwość jej poznania, zanim tak naprawdę została nagrana.

 

 

WOSKO

Poleć znajomym / udostępnij: