“3 po 3”, czyli o tym, że Wojciech Lipiński gra po siedmiu zbójach, bo tak lubi.
Pamiętam od kogo usłyszałem po raz pierwszy sformułowanie, że gitarzysta gra po siedmiu zbójach. I chociaż nie jestem już w stanie powiedzieć , którego muzyka dotyczyło, nigdy nie zapomnę mojego zdziwienia, jak trafnie został wtedy oceniony przez Wojtka Lipińskiego.
Wojciech Lipiński – gitarzysta, kompozytor, wykładowca na Uniwersytecie Jana Kochanowskiego w Kielcach, nauczyciel w Państwowej Szkole Muzycznej w Kielcach.
Ukończył wydział gitary klasycznej na Akademii Muzycznej w Łodzi oraz studia podyplomowe w Niemieckiej Hochschule Fur Kunste Bremen. Pracę doktorską poświęcił muzyce jazzowej i improwizacji. Jest pomysłodawcą i organizatorem Ogólnopolskiego Festiwalu i Konkursu „Gitara Viva!”.
Najnowszą swoją płytę nazwał “3 po 3”.
Krótko i na temat – pomyślałem, przypominając sobie nasze rozmowy, okraszone krótkimi i trafnymi, a przy tym niezwykle dowcipnymi skojarzeniami Wojtka Lipińskiego.
Wystarczyło, że spojrzałem na tytuły poszczególnych utworów, by stwierdzić, że “3 po 3” genialnie określa zarówno treść, jak również formę całej płyty.
Po pierwsze, album zawiera piosenki takie jak “Czerwone jabłuszko”, “Poszła Karolinka”, “Prząśniczka”, “Aria Skołuby” czy “Pieśń wieczorna”. No, czyż nie jest to zbiór stworzony według reguły: weźmiemy trochę stąd, trochę stamtąd, troszkę uszczknijmy z tego, troszkę z tamtego… Takie właśnie trzy po trzy, nieprawdaż?
Po drugie, czy możecie sobie wyobrazić ten repertuar na jazzowo? Powiem więcej, czy jesteście przekonani, że “Aria Skołuby” nie może być osadzona w brazylijskich rytmach, a tradycyjna Karolinka, po przestawieniu akcentów oraz dołożeniu jazzowych wokaliz musi pozostawać śląskim folklorem?
Ktoś powie, że trzeba mieć niesamowitą wiedzę, doskonały warsztat wykonawczy, a także ogromną wyobraźnię muzyczną, by podjąć się takiego zadania. A ja powiem, że trzeba do tego posiadać niezwykle selektywny umysł, bowiem tego rodzaju zabiegi wymagają totalnej precyzji, bez której nici z zabawy:).
Przede wszystkim chodzi przecież o zachowanie istoty danego utworu. Jak to mówią, diabeł tkwi w szczegółach, czyli charakterystycznych dźwiękach, do których trzeba dotrzeć, by potem z nich skorzystać w odpowiednich momentach improwizowania.
Zbyt dalece posunięta improwizacja staje się odrębną wypowiedzią artystyczną, bądź zupełnym bezsensem, narażającym jej twórcę na niezrozumienie, albo zwyczajną śmieszność.
Aby tego uniknąć, w przypadku transkrypcji, albo przełożenia jakiegoś utworu na inny styl muzyczny, przydaje się również dystans do samego siebie oraz używanej materii.
Wszystkie wspomniane cechy posiada na pewno Wojciech Lipiński. Nie znam nikogo innego tak idealnie nadającego się do tego typu tworzenia. To stylistyka, w której pozostaje mistrzem – i kropka!
Fakt, współpracuje z genialnymi muzykami, którzy poza tym, że potrafią zagrać wszystko, doskonale go czytają i odczuwają, co ma w konsekwencji kolosalne znaczenie.
Płyta została nagrana w składzie: Wojciech Lipiński – gitary, Aleksandra Lipińska – śpiew, Andrzej Zielak – kontrabas, Karol Domański – perkusja.
W końcu należałoby powrócić do niezwykle ważnych dla każdej piosenki wokaliz, doceniając udział w tym projekcie także Oli Lipińskiej.
Wojtek zapewne doskonale się orientuje, jakie możliwości wokalne posiada jego żona, jaką dysponuje barwą głosu, jaki ma ulubiony sposób śpiewania. To słychać, bowiem używa jej głosu na równi z paletą barw swojej gitary. Pozwala mu improwizować, a nawet przejmować inicjatywę, zaskakując przy tym niezwykle trudnymi rozwiązaniami.
Co rusz przy tym zachwyca, wzrusza, bawi, bądź zupełnie wycisza swoimi melodiami. Posłuchajcie zresztą sami. Tak, najlepiej posłuchajcie sami:)…
Poleć znajomym / udostępnij: