Emil Miszk nie chce się przyznać, że bywa sentymentalny. Ot, cała prawda:).
Kiedyś grały fantastyczne orkiestry. Nie trzeba daleko szukać, pozostając przy polskiej muzyce, ale można wyobraźnią podążyć chociażby do Gershwina, Portera…
Pamiętacie brzmienie tej muzyki, a co za tym idzie niesamowity klimat okresu, w której została stworzona? Mam nadzieję, że wystarczyło to nagłe wspomnienie, by natychmiast stanął przed waszymi oczami obraz świata, który znamy jedynie z filmów, nagrań i opowieści.
No dobrze, ale na czym polega związek muzyki tamtych czasów z płytą Emila Miszka “Artificial Stupidy”?
Miłośnicy jazzu, którzy jej posłuchali, mogą odczytywać wprost moje intencje. Pozostali być może się tego domyślają, wierząc, że nie przypadkowo od takiej właśnie retrospekcji rozpocząłem recenzowanie jego nowego albumu.
Dość długo zastanawiałem się nad kwestią moim zdaniem podstawową, a zawierającą się w następujących po sobie pytaniach: czy Emil Miszk pozostaje w zawieszeniu między tradycją, a współczesną improwizacją, czy wynika to z niezdecydowania, w jaką stronę podążyć, czy może ze ścierania się w nim tych dwóch silnych inspiracji, a skoro nie potrafi zrezygnować ani z jednej, ani z drugiej, czy po prostu stara się pogodzić obie te formy w swoich kompozycjach?
Zapisałem to jako ciąg następujących po sobie myśli, bowiem ich związek przyczynowo – skutkowy niepodważalnie przyśpiesza postrzeganie tematu, a co ciekawsze, wpływa na coraz bardziej emocjonalne odbieranie muzyki z płyty “Artificial Stupidy”.
I zanim o tym, jak to możliwe, że uruchamia podczas jej słuchania kolejne emocje, powinienem postawić ostateczne pytanie, na jakim etapie swojego rozwoju znajduje się dzisiaj Emil Miszk?
Rozpatrując najnowsze jego dzieło, zauważam jak zmienia akcenty w swojej muzyce, ukazując kolejne elementy kunsztu kompozytorskiego.
Zachwyca kontrapunktem, choć nie traci przy tym na znaczeniu każdy pojedynczy dźwięk, zaplanowany, jak również jakiś przypadkowy, którego wcale się nie boi, na który wręcz czeka, zostawiając miejsce, by mógł odpowiednio wybrzmieć.
Często w takich momentach jego muzyka staje się kameralna, wyciszona, melodyjnie ułożona. Innym razem zaskakuje swoistego rodzaju awangardą, gdy najmniejszy pojedynczy dźwięk wyzwala prawdziwą energię następnych, pojawiających się zewsząd, lecz bez dwóch zdań nieprzypadkowych głosów.
Wychodzi tutaj na plan pierwszy mistrzostwo wszystkich muzyków, biorących udział w nagraniu.
Oprócz Emila Miszka – trębacza i kompozytora, grają: Kuba Więcek – saksofon altowy, Piotr Chęcki – saksofon tenorowy, Paweł Niewiadomski – puzon, Michał Zienkowski – gitara, Szymon Burnos – fortepian, Konrad Żołnierek – bas, Sławek Koryzno – perkusja.
Zostawienie im wystarczającej przestrzeni, aby w pełni mogli się wypowiedzieć, wydaje się zabiegiem uniwersalnym dla muzyki jazzowej. Trzeba jedynie pamiętać, że sprawdza się wyłącznie w sytuacji, gdy twórca dokładnie zdaje sobie sprawę, jaki cel chce osiągnąć. Ma przemyślaną formę poszczególnych utworów, koncepcje całości, a najlepiej wypracowany język wypowiedzi.
Posłuchajcie wywiadu z Emilem Miszkiem:
“Artificial Stupidy” przekonuje, że Emil Miszk staje się coraz bardziej świadomym artystą, biorąc pod uwagę wszystkie wspomniane elementy. A to doprowadza do konkluzji, że zauważalne u niego zawieszenie pomiędzy klasyką a nowoczesnością jest niezwykle świadomym etapem rozwoju.
I nadal nie wiem, czy pozostanie w tym ukształtowanym przez siebie miejscu, dającym mu możliwość ukazania prawdziwej oryginalności, czy zdecyduje się wyruszyć za chwilę w poszukiwaniu nowej formy, bądź jakiejś nowej przestrzeni do tworzenia. Mam jednak przeświadczenie, że nadal pozostanie pod wpływem przeszłości, bez względu jak wielu nowoczesnych środki wyrazu będzie używał w swoich wypowiedziach.
Skąd moja pewność? Bo bywa sentymentalny, a to wzbogaca emocjonalnie jego muzykę, której ulegamy bezwiednie podczas słuchania. Tak właśnie się dzieje, tak właśnie się dzieje…
Poleć znajomym / udostępnij: