I jaki to Jazz Juniors?
Krakowski Jazz Juniors się zmienia – to fakt. Być może wielu się ze mną nie zgodzi, ale od zawsze był pokazem przede wszystkim młodego polskiego jazzu.
Konkurs dawał szansę początkującym improwizatorom, by zaistnieć na naszej scenie muzycznej, a w ostatnich latach również poza granicami kraju.
Nic, tylko rozszerzać możliwości prezentacji zwycięzców na całym świecie, co nie oznacza, że rozwijać ideą zbyt wielu koncertów i koncercików, doklejonych do wydarzeń festiwalowych – pomyślałem kilka edycji temu. Moja refleksja opierała się na myśleniu, jakoby Jazz Juniors miał w dalszym ciągu pozostać miejscem dla młodych, niezwykle zdolnych jazzmanów.
No właśnie, po tegorocznym konkursie muszę stwierdzić, że do ich zdolności nie mam zastrzeżeń, ale co do kreatywności… I żeby było jasne, to nie oznacza, że nie znalazłem wyróżniających się postaci, albo ciekawych improwizacji. Tylko dlaczego w dużej mierze dotyczy to muzyków, których spotkałem nie po raz pierwszy?
Niektórzy na dodatek zdążyli już nagrać w swoim życiu interesujące płyty, które bardziej pokazują ich umiejętności niż jednorazowy występ konkursowy.
Tak sobie myślę, że konkursy powinny być coraz ciekawsze, ze względu na wysyp wydziałów jazzowych na polskich uczelniach. Tak mi się marzy, by każda uczelnia miała swoją specyfikę, wprowadzając różnorodność na scenie jazzowej. Po części zapewne już tak jest, więc dlaczego nie zauważyłem tego na Jazz Juniors?
A było coraz ciekawiej – wracając pamięcią do kilku ostatnich lat. Coś się więc zatrzymało?…
I ewidentnie Jazz Juniors stanął przed jedną z najważniejszych decyzji w swojej historii.
Bo oto stojąca na niezwykle wysokim poziomie oferta programowa, przygotowana przez nowego dyrektora artystycznego Adama Pierończyka, coraz bardziej może podzielić imprezę na dwie części.
Za moment koncerty mistrzów staną się podstawą Jazz Juniors, a nie konkurs? – zastanowiłem się przez moment podczas tegorocznej edycji, przypominając sobie wyjazdy na festiwale do Sopotu. Był taki czas, że programem tamtej imprezy opiekował się Adam Pierończyk, a ja z dziką radością jeździłem, mając pewność spotkania artystów wyjątkowych, na dodatek rzadko pojawiających się w Polsce.
W Krakowie też takich usłyszałem.
Mark Turner i Ethan Iverson. Z podziwem słuchałem rekonstrukcji znanych tematów, dzięki którym poznawałem na nowo istotę muzyki, a chwilę później, gdy minęło wrażenie, jakbym po raz kolejny docierał do źródeł, przyszło rozważanie wręcz akademickie, opierające się na próbie nowego zdefiniowania, czym jest rzeczywiście współczesna improwizacja.
Soweto Kinch Trio. Słuchając, doszedłem do wniosku, że pomiędzy zwykłą zabawą a prawdziwą sztuką, pomiędzy spontanicznością a konkretnym przekazem ujętym w rapie, wreszcie w proporcjach wszystkiego kryje się dzisiejsze show. Na szczęście nie jest pozbawione wartości, a wręcz przeciwnie, daje doskonałe możliwości dotarcia do większego grona słuchaczy.
Adam Pierończyk, Mino Cinelu i Ersnst Reijseger. Właściwie powinienem odwrócić kolejność wymieniania, bowiem pierwszy pojawił się na scenie Ernst Reijseger. I uruchomił wyobraźnię, ukazując jak wiele może jeden instrument przy nieszablonowym potraktowaniu, jako narzędzie i partnera, z którym można rozmawiać na każdy temat. Chwilę później mieliśmy do czynienia z kompletną zabawą, która natychmiast przechodziła w zabawę rytmiką, a ta doprowadziła do prawdziwej podróży w czasie i przestrzeni za sprawą Mino Cinelu. Byliśmy w kilku miejscach, by wciąż powracać i zagłębiać się w sobie przy dźwiękach Adama Pierończyka. I znowu byliśmy gdzieś daleko…
Tak, trzy koncerty – wiele pięknych dźwięków, niezwykłych harmonii, zaskakujących rytmicznych rozwiązań, wynikających z nałożenia się wielu technik i kulturowych inspiracji, i jeszcze więcej emocji, udzielających się widowni.
Prawdziwy pokaz współczesnej muzyki improwizowanej. Bez dwóch zdań opartej na muzyce jazzowej, ale od dawna wymykającej się jakiejkolwiek dotychczasowej klasyfikacji.
Do tego różnorodne koncerty z udziałem polskich muzyków, jak chociażby Yumi Ito i Szymon Mika oraz Gniewomir Tomczyk Project. Bo dzisiejsza muzyka… powiem inaczej, bo dzisiejsza improwizacja czerpie z wielu rzeczy, niekoniecznie tylko jazzu.
Doskonale, że Jazz Juniors to pokazuje! Znakomicie, że młodzi ludzie, biorący udział w konkursie mogą z tego czerpać pełnymi garściami. Oby jednak nie zapominali, że mają mówić swoim odrębnym językiem. I oby nie bali się tego pokazywać.
Wierzę w mądrość i odwagę Jazz Juniors. Wspierajcie takich artystów!
Poleć znajomym / udostępnij: