Paulina Przybysz na Wino-graniu w Łodzi, czyli mniej wina, więcej grania:)
Zanim Paulina Przybysz wystąpiła w klubie Wytwórnia, miałem przyjemność porozmawiać z nią przez dłuższą chwilę w sobotnim programie Radia Łódź:
http://www.youtube.com/watch?v=ud-erhE8b10
Już wcześniej słyszałem, że zamierza skorzystać w ramach Wino-grania z piosenek nagrywanych w zespole Sistars, stworzonych jako Pinnawela i Rita Pax. W takich wcieleniach ją znaliśmy dotychczas, a każda z tych postaci stanowi zapewne kolejny etap jej rozwoju artystycznego. Zresztą, rozmawialiśmy o tym w wywiadzie zamieszczonym powyżej, zapowiadającym pierwszy koncert Pauliny Przybysz tylko w duecie z młodym pianistą, Markiem Pędziwiatrem.
Zaledwie chwilę po rozpoczęciu koncertu stwierdziłem, że chyba niezależnie, jak wiele opowiedziałaby o nim wcześniej, i tak byłbym niesamowicie zaskoczony!
Właściwie nakreśliła kierunek i formę wspólnego tworzenia, co w pewien sposób pozwalało sobie wyobrazić, jak mogą zabrzmieć jej piosenki, ale i tak muszę przyznać, że słuchałem jej koncertu, wielokrotnie się zachwycając pomysłami aranżacyjnymi, czy tworzonymi ad hoc rozwiązaniami brzmieniowymi z użyciem elektroniki.
Nie po raz pierwszy byłem świadkiem korzystania z nakładających się na siebie partii wokalnych, do których dochodzą dźwięki powtarzające się rytmicznie, bądź tworzące rodzaj różnobarwnego pasma, rozciągającego się przestrzennie. Za sprawą przetwarzania dźwięku w komputerze, albo za pomocą instrumentu klawiszowego można eksperymentować wręcz w nieskończoność. Trzeba jednak przyznać, że wielokrotnie taka forma staje się podstawą dla muzyki, zamiast stanowić po prostu kolejny instrument w zespole.
Tym razem mogliśmy się przekonać, jak bardzo liczy się doskonałość piosenki. Z niej wynikało ich wspólne poszukiwanie formy, która z jednej strony miała w dalszym ciągu oddawać istotę utworu, z drugiej otwierała zupełnie nowe płaszczyzny do improwizowania. Wystarczyło wybierać, która najlepiej pozwoli oddać emocjonalny stosunek do danej piosenki, by zinterpretować ją na nowo, bez jakiejkolwiek obawy, że wszystko się za moment wymknie poza ustalone ramy.
I choć nie wszytko może się udało, ani na moment nie zatracili pewnego rodzaju spójności tego grania. Wszystko brzmiało, jakby zostało napisane przez jedną osobę, a przecież korzystali z własnych utworów, a także z coverów, jak chociażby piosenek Johna Lennona, czy Erykah Badu – ukochanej artystki Pauliny Przybysz.
A jeśli chodzi o twórczość Pauliny Przybysz, muszę przyznać, że miałem wrażenie, jakby porównanie tych wszystkich kompozycji sprawiało, że najstarsze, nagrane z grupą Sistars traciły trochę ze swojego blasku.
Na dodatek, gdy pojawiały się piosenki premierowe, jeszcze bardziej się wydawało, że na naszych oczach Paulina Przybysz dojrzewa artystycznie…
i wtedy sobie przypomniałem, że przecież o tym dojrzewaniu mówiła w radiu:).
Ech, już czekam na nowe jej projekty – pomyślałem, gdy w tym czasie Marek Pędziwiatr nalewał w kieliszki wino, częstując Paulinę. Wstała z uśmiechem, gdyż przez cały koncert siedziała na dywaniku, po czym Marek zwyczajnie usiadł na klawiaturze, wydobywając ostatnie dźwięki przed bisami.
Wcześniej w ogóle nie pili. Jakby chcieli podkreślić, że najważniejsza jest dla nich muzyka, a jedynie pretekstem jest samo Wino-granie.
I super – przez przypadek parafrazując reklamę. Niech tak pozostanie:).
fot: Przemek Sikora (www.muzyczneobrazki.pl)
Poleć znajomym / udostępnij: