Starzy i Młodzi, czyli Jazz w Krakowie, czyli… przede wszystkim młodzi:)
“Starzy i Młodzi, czyli Jazz w Krakowie”, czyli… przede wszystkim młodzi:). Ze świadomością, nie bojąc się powtórzenia użyłem tego tytułu, a przede wszystkim z radością, że mogę pochwalić najmłodsze pokolenie polskiego jazzu.
Bo od koncertu w hołdzie Elli Fitzgerald chciałbym rozpocząć relacjonowanie wydarzeń tegorocznego festiwalu Starzy i Młodzi, czyli Jazz w Krakwie, aby chwilę później skoncentrować się na świeżym powiewie autorskich piosenek, które napisała niezwykle dojrzała, jak na swój wiek China Moses.
Ella Fitzgerlad w wykonaniach studentów Krakowskiej Szkoły Jazzu i Muzyki Rozrywkowej? Prawie “mission impossible”, biorąc pod uwagę, jak wiele trzeba mieć w sobie dojrzałości, aby odpowiednio interpretować jej piosenki.
Tak śmiało postawione wyzwanie nie było jednak w stanie mnie przerazić na tyle, bym zrezygnował z posłuchania, co mają do powiedzenie młode, wręcz bardzo młode wokalistki z Krakowa. Co ważniejsze, nie wystraszyło dziewczyn, które podjęły się tego zadania, o czym przekonałem się pierwszego festiwalowego wieczoru.
Trema była, co dało się odczuć i usłyszeć. Ale spod tremy wydobywało się kilka niesamowitych talentów, które niebawem – mam nadzieję – będą zachwycać na polskiej, a może nie tylko naszej scenie.
Specjalnie nie wymieniam nazwisk, bowiem uznaję, że zbyt wcześnie na kompletną ocenę wszystkich występujących. Nie chciałbym kogokolwiek skrzywdzić, pominąć, albo przedwcześnie oznajmić, że mamy do czynienia z kimś niezwykłym. Niech mi będzie wolno powiedzieć, że optymistycznie spoglądam na jazzową wokalistykę w tym kraju, i już:).
Zwłaszcza, że trzeba uczciwie stwierdzić, że każda z zaprezentowanych pań ma jeszcze wiele do zrobienia, a na wyróżnienie zasługują ich poszczególne umiejętności. W jednym przypadku to fantastyczne wyczucie rytmu czy frazy, w innym niezwykle aksamitny głos, a jeszcze innym doskonałe zrozumienie istoty danej piosenki. Gdyby powyższe atrybuty zebrać w jednej osobie… pewnie byłaby wokalistką lepszą od samej Elli Fitzgerald:). A tak, stanowią znakomitą podstawę do rozwijania tych pięknych osobowości w różnych kierunkach. W przypadku co najmniej kilku z tych wokalistek, naprawdę osobowości…
Z tego wynikają na pewno trzy wnioski. Po pierwsze, Krakowska Szkoła Jazzu i Muzyki Rozrywkowej robi dobrą robotę. Po drugie, nie będzie sztampowo i nudno w polskiej muzyce jazzowej w najbliższej przyszłości. Po trzecie…nie maleje moje zainteresowanie muzyką improwizowaną, skoro tak wiele ciekawego się w niej dzieje.
Przyznam, że polska muzyka najabradziej mnie interesuje. Może nawet nie musiałem tego mówić, bo przypuszczam, że można to dostrzec, czytając Ether Jazzu, ale zawsze będę to podkreślał. Oczywiście to nie oznacza, że nie obserwuję, co dzieje się na świecie. Już były takie czasy, że ten przysłowiowy świat nam odjeżdżał coraz dalej, a my za nim nie nadażaliśmy naszymi produkcjami. Przyznajmy, że tak było…
Dziś nie jest najgorzej, by nie powiedzieć, że w wielu przypadkach to świat mógłby czuć się zadziwiony oryginalniścią i jakością polskiego grania, a także śpiewania. Jeśli więc ocenię bardzo wysoko koncert China Moses, mam nadzieję, że nie zostanie to potraktowane, jako deprecjonowanie polskich artystów.
Właśnie, nie porównując, a doszukując się wyjątkowości w muzyce, mieliśmy do czynienia z niezwykle inspirującym łączeniem wielu stylów i gatunków w oparciu o czarną amerykańską tradycję, w której Chian Moses znajduje się doskonale.
Ta podstawa daje jej siłę wypowiedzi, jak w prawdziwym bluesie, w którym przekaz jest najważniejszy. Prosta opowieść o ciężkim życiu, poparta mocnym rytmem zawsze poruszała dogłębnie. Tak było i tym razem. Z tym, że nie stanowiła często typowego protest songu, a zawierała bardziej uniwersalną opowieść o człowieku, jego wzlotach i upadakach, ciągłym szukaniu szczęścia i miłości.
Aż w pewnym momencie zacząłem się zastanowiać, jak wiele życiowych doświadczeń posiada China Moses, albo jak wiele musiała poczynić obserwacji, by stworzyć tak spójną historię. Na dodatek historię, która z jednej strony ma bawić, z drugiej budzić natychmiast refleksję. A wszystko w niej jest perfekcyjnie wyważone, jakby proporcje miały oddawać istotę naszego życia, o czym zbyt często zapominamy.
Trzeba przyznać, że wspomnanie proporcje dotyczyły także warstwy muzycznej, która tworzyła zróżnicowane, kolorowe tło do wszystkich tych opowieści. A były w niej elementy soul, r’n’b, jazzu, czy choćby samego popu, którymi władała, jak piłeczkami podczas żąglowania. Jakby udawała, że zależy jej tylko na rozbawieniu widowni, odciagając w ten sposób od osobistości jej własnych tekstów.
Aha, do tego dołączyła kilka aktorskich momentów, grając chociażby pijaną kobietę, ale na ich temat nie będe się rozpisywał, uznając za najsłabsze w całym tym przedstawieniu.
Miałem okazję wcześniej przesłuchać jej nową płytę “Nightintales”, i przyznam, że “na żywo” piosenki z tego albumu potrafią jeszcze bardziej zafascynować. Polubiłem nagrania studyjne, ale po koncercie na “Starzy i Młodzi, czyli Jazz w Krakowie” doceniłem je pod każdym względem. Jest w nich rzeczywista moc i potencjał na “ponadczasowość”. I każdemu polecam, by wybrał się na China Moses, jeśli będzie w pobliżu:).
I aby było jasne, to zaledwie wycinek całości festiwalu. Następnym razem sami się wybierzcie na wszystkie koncerty do Krakowa. Za rok tam się spotykamy?
Poleć znajomym / udostępnij: