Jesień Jazzowa w Bielsku-Białej: Gdzie można dzisiaj odnaleźć prawdziwą muzykę?
Jeśli ktoś dzisiaj spyta, gdzie można odnaleźć prawdziwą, oryginalną muzykę, odpowiem lekko refleksyjnie, że we wnętrzu artysty, który swoją kreatywnością otwiera naszą wyobraźnię, przenosząc człowieka w niepoznane dotychczas przestrzenie.
Oczywiście należy uważać, by nie ulec iluzji, mającej na celu zabranie nam możliwości konfrontowania słuchanej muzyki z rzeczywistością. Wtedy nie jesteśmy w stanie rozpoznać ewidentnych zapożyczeń, a wszystko nam się wydaje idealne i nowatorskie.
Nie o taką magię chodzi, a prawdziwą artystyczną głebię, która w pewnym sensie pozostaje niepoznana dla samego muzyka, za każdym razem potrafiącego odnaleźć w niej coś niezwykle inspirującego.
I taki artysta nie zaprzecza czemukolwiek, co stanowi nasze wyobrażenie jego muzyki, zakładając, że nie staramy się mu wmówić, jakoby zagrał jakąś formę muzyczną, która zupełnie nie stanowiła podstawy jego tworzenia.
I są tacy artyści. Proszę mi wierzyć, że wcale ich nie mało we współczesnym świecie, a dwóch z nich spotkałem na Jazzowej Jesieni w Bielsku-Białej.
Pierwszy nazywa się Louis Scalvis.
Najpierw się wydaje, że ponieważ czerpie z szeroko rozumianej muzyki etnicznej, będzie można usłyszeć w jego muzyce mnóstwo fascynujących melodii. Nic tylko usiąść i rozpoznawać, z jakich części świata się wywodzą. Ale następujące po sobie dźwięki, otwierające koncert, natychmiast sprawiają, że zupełnie inaczej zaczynamy sobie wyobrażać miejsca, z których pochodzą inspiracje do kolejnych utworów.
Louis Scalvis, a także grający z nim Benjamin Moussay, Gilles Coronado i Keyvan Chemirani mają różne pochodzenie, choć na stałe mieszkają i tworzą we Francji.
Nie zaprzeczam, że potrafią wydobywać piękne melodie. Zachwycają wręcz nimi słuchacza. Jednak postrzegam ten stan, któremu ulega człowiek w trakcie podążania za ich melodią, jako uwolnienie wszystkich naszych emocji. Dzięki temu, przez chwilę można poczuć swoistego rodzaju lekkość, pozbywając się wielu niepotrzebnych myśli, czy nawet problemów.
Skupiamy się na różnych, pojedynczych dźwiękach, które zewsząd nas otaczają, by po jakimś czasie stwierdzić, że wszystkie, bez względu czy ranią nasze uszy, czy delikatnie pieszczą wyobraźnię, dokładnie znamy, słyszeliśmy i kojarzymy z konkretnymi wydarzeniami.
Zaczynamy też zauważać, że wpływają na samych grających, którzy improwizują, podróżując coraz dalej i dalej. Jakbyśmy mieli odkryć jakąś tajemnicę, o której wiedzą i zamierzają nam wyjawić w odpowiednim momencie.
Zachwycające, jak wiele motywów można zawrzeć w jednej, zamkniętej formie, na dodatek po części bardzo minimalistycznej. A może właśnie pozostawienie tej ciszy między dźwiękami otwiera naszą wyobraźnię?
Tak czy inaczej nie będę zdradzał, dokąd zaprowadziła mnie ta podróż. Zresztą, każdy na pewno bardzo osobiście odebrał ich granie. Proszę następnym razem wybrać się samemu, aby przeżyć naprawdę coś wyjątkowego. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że wyjątkowo prawdziwego…
Drugi nazywa się Tord Gustavsen.
Jest mistrzem klimatu. Zamyka nas w ramach swojego wyobrażenia, czym jest w istocie relacja międzyludzka, a my zupełnie nie odczuwamy jakiegokolwiek dyskomfortu z tego powodu.
Myślę, że tworzy bajecznie piękny świat, w kórym chcielibyśmy się znaleźć, stąd nie czujemy się ograniczani sugestywną formą jego utworów.
Pisząc o klimacie jego muzyki, przychodzą mi na myśl trzy słowa, które mogłby doskonale opisywać jego granie. To delikatność, bliskość i ciepło. I mógłbym zakończyć relację, potwierdzając, że po raz kolejny swoją delikatnością zatrzymał bieg zdarzeń na ponad godzinę. Ludzie, jak z letargu się budzili, zachwyceni, że istnieje nadal taka wrażliwość.
Kiedy wstawał, by się ukłonić, jakby budziła się wraz z nim najpierw radość, a dopiero po niej zrozumienie, co tak naprawdę się wydarzyło.
Czym się charakteryzuje doskonała improwizacja? – pomyślałem. Tym, że zaskakuje samego wykonawcę. Tym, że odkrywa także przed nim jakieś nowe oblicze jego własnej muzyki. W końcu tym, że pozostaje na długo nie tylko w pamięci, lecz wpływa na kolejne rzeczy, które robimy. Jednym słowem nas zmienia.
Tord Gustavsen Quartet wystąpił w składzie: Tord Gustavsen, Tore Brunborg, Mats Eilertsen, Jarle Vespestad.
Jeśli ktoś obserwuje poczynania tego zespołu, a przede wszystkim jego lidera, zapewne zauważa niezmienność instrumentarium Tord Gustavsen Quartet. Jednak koncert w Bielsku-Białej potwierdził, jak kretywnie można podchodzić do każdego dźwięku, nie zamykając się tylko i wyłącznie w wypracowanych schematach, znanych z poprzednich płyt tego artysty.
Jak mi się zdaje, potwierdził także dojrzałość artystyczną samego Torda Gustavsena, który nie szuka na siłę innych środków wyrazu. Raczej wzbogaca elementy, które charakteryzują jego muzykę, nadając jej odpowiedni kształt, a także wprowadzając do niej odpowiednie nasycenie emocjonalne.
Jeśli więc ktoś dzisiaj spyta, gdzie można odnaleźć prawdziwą, oryginalną muzykę, odpowiem z przekonaniem, że na pewno w muzyce tych dwóch artystów…
i cieszę się, że wystąpili na Jesieni Jazzowej. Kto następnym razem? – pozwolę sobie spytać Tomasza Stańko, dyrektora artystycznego tego festiwalu:).
Poleć znajomym / udostępnij: