Kubański rytuał na fortepian i dwie perkusje – relacja z Jesieni Jazzowej 2013!
David Virelles zagrał z Tomaszem Stańko w projekcie “Wisława”. Przyznaję, że wcześniej nie miałem przyjemności słuchania jego muzyki. Nie będę ukrywał, że zaintrygował mnie swoim improwizowaniem na tyle, by zacząć przeszukiwać Youtube. Co znalazłem? Proszę samemu wpisać w wyszukiwarkę i sprawdzić, jak wiele można się dowiedzieć na temat kubańskiego artysty.
Tak czy inaczej, po raz kolejny się przekonałem, że wymieniony kanał nadawczy nie wystarcza do prawdziwej oceny postaci, bez względu na bogactwo materiałów zamieszczonych na temat danego artysty.
Najczęściej sprawia, że zwiększa się moja ciekawość, a co za tym idzie rodzi się we mnie przekonanie, że chciałbym kogoś posłuchać “na żywo”.
Tym razem nie musiałem długo czekać na występ Davida Virellesa w Polsce. Pojawił się drugiego dnia Jesieni Jazzowej w Bielsku-Białej.
Nie wiedziałem, czego się spodziewać, tym bardziej po przeczytaniu zapowiedzi tego koncertu.
Oto miało się zdarzyć coś wyjątkowego, tajemniczego, wręcz mistycznego.
Muzyka miała nawiązywać do kubańskiej tradycji, odnosząc się bezpośrednio do wspólnoty Abakua.
Tymczasem, początek jednoznacznie określał, że wszystko zostało osadzone w muzyce free, w której Virelles potrafił genialnie improwizować. Przez moment dźwięki fortepianu skupiały na sobie uwagę, przykrywając piękno, niesamowitą siłę, a przede wszystkim znaczenie dwóch zestawów perkusyjnych, aby następnie zagubić się prawie zupełnie w coraz wyraźniejszym, neurotycznym rytmie.
Aż w końcu się wydawało, że rolą Virellesa jest po prostu odmierzanie czasu, w którym toczą swoją opowieść pozostali muzycy, czyli Andrew Cyrille i Roman Diaz. Zaczęli za sobą rozmawiać, jakby mieli do przekazania jakąś tajemnicę, znaną po części jednemu i drugiemu. Pomyślałem, że dopiero złożenie ich emocji pozwoli nam odkryć prawdę, ukrytą w swoistego rodzaju rytuale.
Przemówił głos, zapraszający po kubańsku do wysłuchania opowieści o tradycji, która zachowała się nienaruszona przez wiele wieków, a co ważniejsze, która doskonale opisuje współczesnego człowieka.
No dobrze, wtedy tego nie wiedziałem, dopiero po koncercie zostało mi wszystko wytłumaczone przez Davida Virellesa:).
Zapewne się państwo domyślają, że zestawy perkusyjne zdominowały postrzeganie muzyki. Jednak, jeśli ktoś zaczął bardzo uważnie się wpatrywać w odtwarzanie rytmu, a wsłuchiwać w pozostałe dźwięki, mógł również zauważyć wszystkie subtelności fortepianu, który improwizował, akcentując najważniejsze momenty w przedstawianej historii.
W pewnym momencie wyciszyły się bębny, pozostawiając pianistę z szelestem talerzy i kilkoma pojedynczymi, spokojnymi dźwiękami…
A było w tym coś naprawdę uduchowionego. Z odczuwalnym poruszeniem powietrza w pokoju, w którym słychać czyjś oddech, po czym z nagłym uderzeniem, które burzy ten ład i muzyczną harmonię. Jakby duch postanowił wziąć udział w tym rytuale.
I znowu głos opowiadał o tym, co tkwi w nas latami, co spać nam nie daje.
Na bis zagrali utwór osadzony w jazzowej tradycji, od której przecież zaczęli – o czym zresztą wspominałem. Z przepięknym pasażem fortepianu, oddającym melodyjność wielu momentów, które być może nie zostały wychwycone, bowiem obezwładniający rytm nie pozwalał ich zauważyć. Nie muszę chyba mówić, że stanowił doskonałą klamrę, zamykającą opowieść.
Uśmiechnął się Virelles, dokładnie tak samo, jak parę minut później, gdy obiecywał w rozmowie, że postara się powrócić.
Kiedy? Może niebawem…
Poleć znajomym / udostępnij: