Piotr Bielawski Radio

Ether jazzu – blog na temat muzyki Piotra BielawskiegoPiotr Bielawski Blog:

Słowiński, mam takie wrażenie, jakbym słyszał twoją muzykę od dawna, i czekałem, kto w końcu ją zagra…

Młodemu, bardzo młodemu chłopakowi wydaje się coś niezwykle intrygujące, choć zbyt trudne, by od razu zrozumieć. Odkłada więc na półkę, z nadzieją, że kiedyś w dorosłym życiu do tego powróci...

Dla Stanisława Słowińskiego ten koncert jest zapisem emocji, które mu towarzyszą od momentu, gdy świadomie zaczął pojmować muzykę, jako najdoskonalszą formę ich wyrażania. U niego więc było inaczej? Klasyka dawała mu podstawę tworzenia, a improwizacja była potrzebna do wykształceniem własnego języka wypowiedzi?

Jestem o tym wręcz przekonany po wysłuchaniu płyty Stanisław Słowiński & Marek Moś Aukso – Visions Violin Concerto, który miał premierę podczas festiwalu BUKOVINA w Centrum Kongresowym Ice w 2018 r.

Na płycie pojawia się septet, w składzie: Stanisław Słowiński – violin, Zbyszek Szwajdych – trumpet, french horn, Marta Wajdzik – saxophones, flute, Szymon Mika – guitar, Kuba Płużek – piano, Justyn Małodobry – double bass, Dawid Fortuna – Drums; a także Marek Moś z Aukso Chamber Orchestra.

Jak mi się zdaje, Stanisław Słowiński nic nie odłożył na później, selektywnie wybierając, co mu się przyda do dalszego tworzenia.

Nieustannie eksplorował muzykę klasyczną, wyszukując, doświadczając, coraz odważniej zmieniając jej formę. Robił to nieustannie, jakby od początku wiedział, w jakim kierunku powinien podążyć.

Chwilami się wydawało, że Stanisław Słowiński staje się niesamowicie zachłanny w tym swoim dążeniu. Od pewnego momentu dało się nawet odczuć, że wena roznosi go od środka, dając impuls do działania, któremu nie mógł (nie może) się oprzeć.

Kształcił zarówno technikę gry na skrzypcach, jak również umiejętności kompozytorskie. Dopracowywał swoją muzykę, bez jakiejkolwiek obawy, czy zostanie doceniony w świecie muzyki improwizowanej, bez zastanowienia, co powiedzą krytycy muzyki poważnej.

Bo przecież nie zamierzał rezygnować z klasycznej podstawy dla swojego tworzenia, nie interesowało go jedynie odwzorowywanie mistrzowskich dzieł, do których można porównać jego koncert skrzypcowy.

To prawda, że przemawia w jego muzyce młodzieńczość i polskość. Ale to nie dziwi. Zaskakuje wyważenie tych dwóch elementów, nakładających się na siebie w sposób idealny, w odpowiednich proporcjach, a przede wszystkim precyzyjnie oddających emocje, od najdelikatniejszych, po najsilniejsze przeżycia.

Słuchając za pierwszym razem, poczułem, jakbym przeżywał to wszystko w przeszłości. A co ważniejsze, jakbym już kiedyś słyszał muzykę, która została dopiero co zagrana. Jakbym właśnie był tym chłopcem, który odłożył ją sobie na półkę, z marzeniem, że kiedyś do niej dorośnie.

Bez dwóch zdań, mamy do czynienia z dojrzałym Stanisławem Słowińskim. Twórcą nie bojącym się klasyki, w rozumieniu reliktu przeszłości, którym na pewno się nie stanie w jego doskonałym umyśle i rękach. Artystą czerpiącym pełnymi garściami ze skrzypcowej tradycji jazzowej, dającej niesamowite możliwości do znajdowania wciąż nowych środków wyrazu. Trzeba być tylko oryginalnym. Trzeba mieć coś do powiedzenia.

Tak, Słowiński, mam takie wrażenie, jakbym słyszał twoją muzykę od dawna, i czekałem, kto w końcu ją zagra.

Poleć znajomym / udostępnij: