Śpiewanie o miłości to takie powszechne. Naprawdę?? Posłuchajcie Miśkiewiczów!
“Nasza miłość” to najnowsza płyta Doroty i Henryka Miśkiewiczów. Istotny jest również udział w jej nagraniu Michała Miśkiewicza, który sugeruje, że mamy do czynienia z prawdziwie rodzinnym spotkaniem, na które zostaliśmy niespodziewanie zaproszeni.
Tak, niespodziewanie, bo przecież nie spodziewaliśmy się takiego zaproszenia, nawet jeśli czasami przychodziło nam do głowy, że byłoby miło usiąść choćby na podłodze w ich pokoju i posłuchać jak sobie razem muzykują. Może częściej dochodziła do nas myśl, że powinni wreszcie wspólnie nagrać jakiś album, biorąc pod uwagę, że każdy z nich od wielu lat zajmuje się jazzem, ale “Moja miłość” to coś więcej niż zwykły zbiór piosenek, o czym można się od razu przekonać, włączając płytę.
To swoistego rodzaju koncert z naszym udziałem. Nie tylko zwyczajnie siadamy i słuchamy, ale co najbardziej zaskakujące, reagujemy w odpowiednich momentach, pozostawionych, abyśmy swobodnie mogli wyrazić własne emocje. I jest w nas takie poczucie, jakbyśmy naprawdę byli na występie Miśkiewiczów. Co więcej, natychmiast przenosimy się do innego świata. Ich świata…
Nikogo pewnie nie zdziwię, że świata po części jakby nie z tej epoki. To miłe, że przetrwał w skomasowanym ataku współczesnych środków wyrazu – dociera do mnie refleksja, wraz z kolejną, że najpierw staramy się usilnie nadążyć za nowoczesnością, aby potem opierać już nasze dojrzewanie nie na samej negacji tego, co zostało stworzone, a docenieniu nieskazitelnej formy, od której wszystko się zaczyna, i na której się kończy.
A propos formy, piosenki na tej płycie stanowią znakomity przykład, czym jest ona w swojej istocie. Na dodatek, genialnie pokazują, jak ogromne znaczenie ma posiadanie własnego stylu i języka wypowiedzi. W pełni określają Henryka Miśkiewicza, jako kompozytora oraz improwizatora, czyli jednego z najbardziej charakterystycznych muzyków na polskiej scenie jazzowej. W ogóle się nie zdziwię, gdy usłyszę opinię, że jego kompozycje stanowią kwintesencję Polskiego Jazzu.
Te piosenki także przekonują, jak wielki wpływ miał Henryk Miśkiewicz na swoje dzieci. Dorota i Michał czerpią pełnymi garściami z jego pomysłów, biorąc za wzór rozwiązania harmoniczne i melodyczne, dopracowane perfekcyjnie przez mistrza. Ulegają nastrojowi jego muzyki, przenosząc go wprost do swoich utworów. Rezonują, czując jego energię, której nie tyle siła, co osobliwość unosi za każdym razem. I to nie tylko ich, ale każdego, kto współtworzy muzykę z Henrykiem Miśkiewiczem, albo słucha jego nagrań.
Na płycie “Nasza miłość”, oprócz wymienionych zagrali: Piotr Orzechowski ‘Pianohooligan” oraz Sławomir Kurkiewicz. Jakby stanowili dalszą część rodziny Miśkiewiczów. Tak się zdaje, bowiem odczuwalne jest kompletne zrozumienie między nimi wszystkimi, totalne wyczucie siebie nawzajem, a przede wszystkim niesamowita swoboda improwizacji.
Myślę, że ważnym aspektem ich wspólnego tworzenia jest podobna wrażliwość – ot, cała tajemnica. Dzięki niej mogą w odpowiedni sposób zabrzmieć piosenki na tej płycie. Jak mi się zdaje, Dorota Miśkiewicz podejmuje wyzwania tylko wtedy, kiedy może poruszyć w sobie wspomnianą wrażliwość. Tylko wtedy – powtórzę, choć wiem, że narażam się na polemikę. Ma swój styl śpiewania, rozpoznawalny głos, a także wyjątkowy gust muzyczny, będący podstawą szukania odpowiedniego dla siebie tekstu – to prawda. Ale nie wiem, czy dzisiaj dąży do perfekcji w sposobie swojego śpiewania. Raczej pragnie wyrazić siebie, oddać każda najmniejszą emocję, choćby drżenie. Trzeba przyznać, że teksty Ewy Lipskiej, Wojciecha Młynarskiego, Bogdana Loebla, Grzegorza Turnaua oraz Andrzeja Poniedzielskiego pozwalają jej uchwycić wyjątkowość zapisanej w nich chwili, a co za tym idzie, całkowicie się wypowiedzieć.
I jak się okazuje, można w piosence ukazać niebanalne oblicza miłości, choć może się wydawać, że temat spowszechniał latami, wyczerpał się zupełnie. Wiem, że wielu tak myśli. Ech, posłuchajcie Miśkiewiczów, by przekonać się, że wciąż to może być zwyczajnie niecodzienne.
Post scriptum: co nie oznacza, że mniej ważne, albo że zapomniałem i teraz dopisuję. Przeciwnie, o 70 urodzinach Henryka Miśkiewicza piszę dopiero teraz, aby podkreślić ten istotny przyczynek do powstania opisywanej przeze mnie płyty, jednocześnie uznając, że muzyka – w dużej mierze autorstwa Szanownego jubilata – która została nagrana na ten album, nie powinna być jedynie oceniana z perspektywy jego urodzin. Wszystkiego spełnionego – Panie Henryku. Już czekam na kolejną płytę…
Poleć znajomym / udostępnij: